
Pewnej jesiennej nocy 1668 roku w Massachussets szanowany obywatel miejscowej społeczności imieniem John Tucker wyszedł na główny plac miasteczka dokładnie naprzeciw tawerny straego Billa. Ciałem Tuckera wstrząsały straszliwe konwulsje. Jego twarz była zielonobiała, a oczy znieruchomiałe w strwaszliwym przerażeniu. Pozostali członkowie Świeckiego Bractwa Ran Chrystusowych zebrali się w koło by posłyszeć takie słowa:
- Bóg, nie przebaczy nam grzechów! W siedem dni po wielkiej pięćdziesiątnicy grad wielkośći głazów z murów Jerycha spadnie na nasz kraj, a wraz z tym zginą wszyscy ludzie i zwierzęta, nic nie odtanie się przed gniewem Bożym!
- Johnie Tucker - cóż wieszczysz zaputał burmistrz Benjamin Hooker, człek prosty, lecz zacny, który wszystkie swe córki powydawał za handlarzy drewnem okretowym z Bostonu.
- Prawdę wam mówię, żałujcie bo na ucieczkę czasu nam nie starczy!
- Ratujcei dzieci! - krzyknęła pani Johnowa Mathusowa z Stanley's Creek
- na nic się to nie zda ! wołał wielkim głosem Tucker
- po co gromadziłem pieniądze zamiast być dobrym dla ludzi - krzyczał Jeremiah Ross, niedawno przybyły z Bostonu
- na co mi były studia i wykształcenie skoro teraz zginę ! - rozpaczał wydawca miejscowej "Massahussets Gazette" Bill Rowley
- dlaczego sądzisz, że świat wkrótce się skończy? - zapytał Tuckera kwakr Thompson, którego purytańska większość darzyła ledwie skrywaną niechęcią.
- Dla Ciebie i tak nie ma juz nadziei - boś poganin - wyrzekł Tucker, lecz skoro pytasz, powiem Ci - dziś w południe chmury przbrały zamiast zwykłego złotawego - kolor sinoszary, a mojemu synkowi na szyi wrósł straszliwy czyrak! To nie może być przypadek !!!
Wobec takich argumentów Thompson zamilkł wśród obelg członków Świeckiego Bractwa Ran Chrystusowych.
W siedem dni po wielkiej pięćdziesiątnicy, gdy słońce jak zwykle wzeszło i zaszło - by nastepnego dnia znów wzejść - mieszkańcy wygnali Thompsona - ku ogólnej uldze i entuzjazmowi.
(z kronik miasta Massachussets)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz