
Dwóch kręcących się przy budynku i wymachujących rekami w geście rozpaczy wysokich blondynów w wieku poborowym zwróciło uwagę patrolującego wówczas ulicę feldfebla Horsta Winklera z 107. dywizji piechoty, który rozbroił obu akowców. Obaj zostali wkrótce przewiezieni na al. Szucha i brutalnie przesłuchani.
Szef miejscowego oddziału AK gen. broni. Arkadiusz Wróć-Trąbaczyński (1887-1974) zorganizował akcję w celu odbicia pojmanych, lecz akcja ta nie powiodła się, ponieważ szyfranci ppłk. Tchórzowieckiego (1893-1988) nie odczytali prawidłowo meldunku od generała - posiadali bowiem oddzielny, codziennie nowelizowany system szyfrów i kodów. Trąbaczyński jeszcze wiele lat po wojnie (pod stałą obserwacją polskich komunistów) podejrzewał, że pułkownikowi (od 1945 roku w Arizonie) po prostu puściły wówczas nerwy.